Historia miłosna dwójki zwykłych bohaterów, oglądana przez
otoczenie jak serial telewizyjny i relacjonowana czytelnikowi. Tak w skrócie
można opisać „Musimy coś zmienić” Sandy Hall.
Fabuła książki nie jest zbyt skomplikowana. Jest dziewczyna
i chłopak. On nieśmiały, ona trochę
mniej. Raz jedno się odezwie, raz drugie. Cały czas na siebie wpadają,
więc wszyscy znajdujący się w pobliżu postanawiają ułatwić im poznanie się. Historia
jakich można przeczytać wiele. Więc co w tej książce specjalnego?
Historia głównych bohaterów nie jest opowiadana przez nich
samych. Zapoznajemy się z nią za pomocą kilkunastu różnych narratorów –
przyjaciół, rodzeństwa, kelnerki, a nawet Wiewiórki. Dzięki temu książkę czyta
się ciekawiej, jest to coś nowego i niespotykanego.
Jeśli chodzi o narratorów, to z czternastu tylko pięcioro ma
wyraźne cechy charakteru, pozostałym brakuje charakterystyczności, nie wybijają
się spośród innych – było mi wszystko jedno czy czytam z punktu widzenia brata
czy przyjaciela Gabe’a. Poza tym wszyscy narratorzy do połowy książki (później
albo to zniknęło, albo już się przyzwyczaiłam) co drugie zdanie podkreślają,
jak główni bohaterowie wspaniale do siebie pasują, jacy są słodcy itp.
Pomimo to, podoba mi się pomysł opowiedzenia historii z
różnych punktów widzenia. Dzięki temu możemy zobaczyć jak różni są ludzie, że
każdy inaczej odbiera innych. Nie wszyscy narratorzy lubili głównych bohaterów,
co jest ogromnym plusem, bo pokazuje to zupełnie inne podejścia do wielu osób
czy rzeczy.
Za najlepszego narratora uważam wiewiórkę, która zdobyła
moje serce, kiedy tylko się pojawiła. Co prawda nie podzielam jej miłości do
żołędzi, ale co tam!
Pozytywnym akcentem książki jest zawarty na końcu wywiad z
autorką. Z niego możemy dowiedzieć się co nieco o niej, o powstawaniu książki,
trikach przydatnych podczas pisania.
Podsumowując książka idealna, aby się zrelaksować, nie
myśleć i całkowicie się odprężyć. Myślę, że to dobra lektura na lato, w sam raz
do czytania na plaży czy nad jeziorem.
Chętnie ją przeczytam, ale chyba poczekam, aż trafi do biblioteki, bo szkoda mi na nią wydawać pieniędzy.
OdpowiedzUsuńMyślę, że biblioteka jest najlepszym wyjściem z sytuacji, bo "Musimy coś zmienić" jest zdecydowanie książką na jeden raz:)
UsuńAle warto ją przeczytać ze względu na ciekawą formę, w której została napisana.
Specjalnie mnie do niej nie ciągnie, ale jeśli nadarzy się okazja, to z chęcią przeczytam ;) Wiewiórka i jej przemyślenia o żołędziach the best :D
OdpowiedzUsuńGaleria Książek
Wiewiórka jest moim ulubionym narratorem. Z chęcią przeczytałabym całą książkę o niej :P
UsuńWidzę, że nawet wiewiórce dano głos :). Interesujące.
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie tak książka, lecz jej prostota i niewielka objętość skutecznie mnie odstraszają za każdym razem gdy składam zamówienie w księgarniach internetowych. Być może kiedyś, gdy znajdzie się ona w konkretnej promocji po nią sięgnę szczególnie jeśli jak powiedziałaś jest to książka na jeden raz :)
OdpowiedzUsuńhttp://zagoramiksiazek.blogspot.com/
Ja miałam na nią ogromną chrapkę przez sposób w jaki została napisana. Nie żałuję, że ją kupiłam, bo prawdopodobnie nie doczekałabym się jej w bibliotece, ale niewątpliwie jest to książka na jeden raz. Poza tym aż tak bardzo nie przepłaciłam, bo kupiłam ją ze zniżką 35% na arosie:)
UsuńOstatnio zauważyłam ją w Empiku i muszę powiedzieć, że mnie zaciekawiła właśnie pomysłem na opisanie historii ;) Muszę jakoś w wakacje po nią sięgnąć :D
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam, idealna na plażę!
UsuńBardzo ciekawi mnie ta pozycja, jednak trochę szkoda wydać mi na nią tyle pieniędzy. Mam nadzieję, że pojawi się kiedyś na jakiejś przecenie. Wywiad na końcu to z pewnością lepszy pomysł niż wrzucenie suchej notki o autorze. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że bibiloteka albo promocje to najlepszy sposób na zdobycie tej książki. Inaczej chyba nie warto. Mnie udało się ją dostać -35% na arosie:)
UsuńTo będzie bardzo krótki komentarz:
OdpowiedzUsuńChcę.
Pozdrawiam :)
Ps. Śliczne zdjęcia
Oczywiście mój refleks jest najlepszy. :')
OdpowiedzUsuńWłaśnie zauważyłam, że przeczytałaś to, a ja nawet pomyliłam tytuł ehh. W sumie nie bardzo lubię tę książkę, delikatnie mówiąc, więc co tam.
Kurczę, sam podział na te perspetywy mi się podobał. Kupiłam dlatego, że zakochałam się w okładce, opis był całkiem ciekawy i porównywano ją do Love, Rosie i Jeden dzień, więc troszkę poszłam w ciemno i masz babo placek. Co mnie dobiło? Perspetywa widzenia ławki (monologi o tyłkach takie głupkowate, że aż śmieszne) i to, że wszyscy uważają, iż powinni być razem. Och i to że babka od zajęć z kretywnego pisania jest zawodową swatką. Supi po prostu. Totalnie podobna do Love, Rosie i Jednego dnia. No po prostu zabijcie mnie. Ale bardzo podobały mi się te dodatki z tyłu. :D Więc tak w kit, 2/10 bym powiedziała. :')
Chyba nie przepadam za prostolinijnymi historyjkami miłosnymi... Wolę te zawiłe. :D