Połączenie dwóch dziedzin sztuki w jedną spójną całość – czy to w ogóle jest możliwe? Jest, a Colleen Hoover wraz z Griffinem Petersonem udowadniają to w wielkim stylu. „Maybe someday” jest przede wszystkim nowatorskim projektem łączącym literaturę i muzykę.
Ridge codziennie na swoim balkonie pisze i ćwiczy piosenki,
które nie mają tekstu. Sydney układa do nich własny słowa, nie sądzi jednak że
ktokolwiek to słyszy. A jednak…
Tak jak pisałam, „Maybe someday” jest przede wszystkim pewną
nowością na rynku czytelniczym, ponieważ został stworzony do niej soundtrack. Piosenki,
które piszą bohaterowie zostały przeniesione do rzeczywistości i podczas
czytania książki można ich posłuchać w odpowiednich momentach. Dzięki temu
miałam wrażenie, że przenoszę się historii, naprawdę uczestniczę w
wydarzeniach. W końcu dostałam coś czego chciałam – nie musiałam sobie
wyobrażać muzyki, mogłam ją po prostu posłuchać. Tego brakowało mi przy „Wróć,
jeśli pamiętasz”, z chęcią posłuchałabym „Strat w ludziach”, o czym pisałam w
recenzji tej książki.
Do soundtracku łatwo się dostać. Wystarczy zeskanować kod z
pierwszej strony książki lub wpisać w wyszukiwarkę odpowiedni link.
O muzyce mogę powiedzieć tylko, że jest dokładnie taka jak
powinna być. Totalnie moje klimaty, bardzo prosta (na mój marny słuch, tylko
gitara i głos) i taka jaka kocham.
Jeśli zaś chodzi o samą książkę. Nie zdecydowałabym się na
jej przeczytanie gdyby nie właśnie to, że posiada soundtrack. Mam wrażenie, że
jest mnóstwo z podobną fabułą. Muzyk bez weny, którą przywraca mu przypadkowo
spotkana kobieta. Więc samej historii nie wychwalę, bo jakoś średnio mi leży,
tym bardziej że nie przepadam za takimi książkami. Jedyne co sprawia że
historia jest odrobinę ciekawsza to główny bohater, ale nic więcej nie mogę
powiedzieć, bo spojlery to zło. Jeszcze słówko o bohaterach, to zdecydowanie
wyszło autorce – wszyscy mają wyraźne cechy i nawet tych nie do końca
pozytywnych, nie da się nie lubić. Poza tym było kilka postaci, a ja ich nie
myliłam co rzadko mi się zdarza, a to oznacza że cechy ich charakterów były
dobrze zarysowane i nie zlewały się ze sobą.
Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie sięgnęła po inne
książki Colleen Hoover, bo niezbyt przypadł mi do gustu jest styl pisania i
historie które pisze nie bardzo mnie interesują. Za to „Maybe someday” polecam
ze względu na soundtrack, który dodaje ogromną wartość książce. A poza tym to
zakochałam się w tej muzyce, więc chociażby ze wglądu na to warto ją
przeczytać, nawet jeśli tak jak mnie, nie interesują was te klimaty.
Kocham tę książkę tak sam jak i autorkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://monicas-reviews.blogspot.com/
Strasznie chciałabym mieć ta książkę :*
OdpowiedzUsuńUważam, że jest to zdecydowanie jedna z lepszych książek autorki. Jest naprawdę cudowna :)
OdpowiedzUsuńA ja kocham książki Collen Hoover. Jej styl pisania naprawdę przypadł mi do gustu. "Maybe someday" było jej pierwszą książką jaką przeczytałam i to właśnie dzięki niej pokochałam autorkę ;)
OdpowiedzUsuńhttp://alejaczytelnika.blogspot.com/
Faktycznie książka fabułą nie zachwyca, ale stworzenie do niej soundtracku to już całkiem nie byle jaki pomysł. Naprawdę świetny.
OdpowiedzUsuńTruth of Thunder | Heaven in Black
Zgadzam się. Książka jest wyjątkowa dlatego, że posiada soundtrack. A mnie (jako beztalencie muzyczne) zawsze kosztowało wiele wysiłku, aby wyobrazić sobie muzykę/piosenki, które występują w książkach, np. "Drzewo wisielców" w IŚ. Więc cieszę się, że ktoś wreszcie wpadł na ten pomysł. Bez tego książka była by nijaka:)
UsuńMuszę w końcu poznać jakieś dzieło tejże autorki. Wiele dobrego się o niej nasłuchałam i jestem przeogromnie ciekawa jej historii :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenia, że ta książka jest wszędzie. A ja nadal jej nie przeczytałam. Jest to coś nowego więc muszę tego spróbować, choćby tylko ze względu na muzykę. Bo tak jak ty mam problem, gdy w książce pojawia się piosenka, to nigdy nie mogę jej sobie wyobrazić :)
OdpowiedzUsuń