19 lipca 2018

czerwiec 2018


Jak dla każdego studenta, dla mnie również, czerwiec oznaczał sesję. W zasadzie pierwsze egzaminy miałam już w maju, więc w czerwcu tylko kontynuowałam naukę, stres i pisanie egzaminów. Jak poszło? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Z większości przedmiotów nie spodziewałam się tak dobrych ocen, ale... jednego nie zdałam. Może ta poprawka jest mi potrzebna? Chociażby do tego, żeby nauczyć się, że do dobrego odpoczynku nie potrzeba co najmniej dwóch tygodni... No i przede wszystkim potrzebna mi jest do tego, żeby w końcu porządnie nauczyć się odróżniać od siebie gotyckie katedry. 
Jak już mowa o gotyku i katedrach, to chociaż jeszcze jeden egzamin przede mną, mogę już nieco napisać o pierwszym roku studiów.

(W tym miejscu naskrobałam sporo o tym dlaczego wybrałam historię sztuki oraz o tym, dlaczego warto pozwolić sobie na zmianę planów i o paru jeszcze innych sprawach dotyczących studiów i w ogóle życia. Pomyślałam, że to nie jest odpowiednie miejsce na takie refleksje, więc może dodam o tym oddzielny post?)

Pierwszy miesiąc upłynął mi na zachwycie nad tym, że w końcu uczę się tylko o rzeczach, które mnie interesują. Potem oczywiście, wszystko się zweryfikowało, bo nawet jeśli wszystkie zajęcia dotyczyły jednej dziedziny, to jak się okazało w historii sztuki są rzeczy, które kocham i które lubię trochę mniej (metodologia...). Ale nawet jeśli coś mniej mnie interesuje, to nadal dotyczy to dziedziny, którą uwielbiam, więc nie ma takiej tragedii jak w szkole. Jakby się tak zastanowić, to nawet na tych mniej ulubionych zajęciach zdarzały się interesujące momenty. 
Zaskoczeniem tego roku akademickiego było dla mnie średniowiecze. Brzmi dziwnie, wiem. Bo co może być zaskakującego w średniowieczu? A no coś może, np. sam fakt że średniowiecze jest interesujące. Kolejnym odkryciem było dla mnie to, że ludzie w średniowieczu naprawdę żyli. Zawsze wydawało mi się, że jest to tak odległa epoka, że w zasadzie nie istniała. A na zajęciach uświadomiłam sobie, że to nieprawda. Ktoś zaprojektował i wybudował Saint Chapelle, ktoś zilustrował Psałterz Egberta, a ktoś inny przeżywając cierpienie Chrystusa pociął twarze oprawców w "Pasji toruńskiej". I to byli tacy ludzie jak my, odczuwali emocje, martwili się o swoją przyszłość, szukali rozrywek, pragnęli wiedzy, podróżowali, a ich wyobraźnia i pamięć działały lepiej niż nasza.

Koniec roku był cięższy niż początek, bo opadł zachwyt nowym miejscem, ludźmi, formą zajęć, a pojawiły się egzaminy. Poza tym większość moich zajęć to były wykłady, więc w ciągu roku nie miałam dużo zaliczeń, ale za to odpokutowałam to w sesji. Czerwiec był dla mnie bardzo stresujący i pełen nauki.




























 


Dużo dziś napisałam o studiach, więc moje pytanie brzmi czy są tu studenci albo przyszli studenci? Jestem ciekawa, czy dostaliście się tam gdzie chcieliście i czy z perspektywy czasu jesteście zadowoleni ze swojego wyboru? 
No i jak Wam minął czerwiec? Jakie macie wakacyjne plany?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz