20 października 2018

wrzesień 2018


Zawsze kochałam wrzesień, miał tylko jedną wadę - początek roku szkolnego. Ale ta jedna rzecz była wynagradzana moją ulubioną porą roku, jesienią. Wrzesień to dla mnie magiczny miesiąc, zaraz po grudniu. Gdybym miała wybrać miesiąc, który odzwierciedla wszystko, co noszę w swoim sercu, byłby to właśnie wrzesień. Z kolorowymi liśćmi, resztkami lata przeplatającymi się z chłodnymi porankami i wieczorami. Ze swetrami, które w końcu mogę ubrać po kilkumiesięcznym oczekiwaniu. Z kraciastymi szalikami. Z wszechobecnym brązem, który kocham.
Niestety tegoroczny wrzesień, był dla mnie bardzo trudny. Pierwszą połowę spędziłam na nauce do egzaminu, a drugą połowę na smutku po wynikach i planowaniu co robić dalej. Druga połowa miesiąca przyniosła mi tylko więcej zmartwień, o których chyba nie chcę tutaj opowiadać. Niestety problemy nie rozwiązały się jeszcze we wrześniu, ani nawet w pierwszym tygodniu października, a dopiero teraz, czyli w trzecim. Ale koniec końców wszystko skoczyło się tak, że dwa tygodnie temu nie uwierzyłabym, że jest możliwe pozytywne zakończenie. A jednak.
Och, zapomniałabym o najważniejszym. We wrześniu odkryłam moją miłość - Dumę i uprzedzenie Jane Austen. Najbardziej jesienna książka, jaką czytałam w życiu. Zdaję sobie sprawę, że jest trochę infantylna, ale kocham tę historię. 
Jesień chyba taka jest - trochę słońca i ciepłych dni, a trochę mgły i deszczu. 























 


Są tu miłośnicy jesieni? Podzielicie się ze mną tym, co najbardziej kochacie w tej porze roku?
Może razem odkryjemy jej kolejne magiczne aspekty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz